[Refren]
Powoli... Po mojej twarzy spływa...
Martwa maska z wosku… Łzy mima…
W katatonii zastyga... Słono-gorzka kropla spływa...
Powoli... Po mojej twarzy spływa...
Martwa maska z wosku… Łzy mima…
W katatonii zastyga... Słono-gorzka kropla spływa...
Powoli... Po mojej twarzy spływa...
Martwa maska z wosku… Łzy mima…
W katatonii zastyga... Słono-gorzka kropla spływa...
[Zwrotka 1]
Nie potrafię tego świata przyjmować na sucho
Matka dusi własne dziecko osraną pieluchą
Nucąc mu na ucho, przez ostatnie zęby
Kołysankę Rosemary Krzysztofa Komedy
Jak tym kurwom w bramie leci życie pomału
Włosy lakier, brwi mazakiem, festiwal czarów
Ktoś masuje baseballem mózgową korę
Piękność ma brudne paznokcie i robaczywy stolec
Cuchnący oddech, świat się na głowy wali
Noworodek się obraca na talerzu w mikrofali
Wsłuchaj się w rytm erozji, miasta jelit nieżyt
Dziś pomników rzeź, jutro pomnik rzezi
Wszystko ma swój kres… Myśli zawładnięte hajsem
Zamykasz oczy, albo patrzysz przez palce
Nie pomaga apetizer na rzeczywistość brudną
W skrzynce na listy ktoś zostawił ci psa gówno
U terapeuty pomoc, na kozetce sesja
Wyluzowana, jak na pętli zwieracze wisielca
Zła nie trzeba reklamować, robi to samo życie
Chorą duszą się dziś zajmie lekarz – gwałciciel
Możesz wynająć macicę, to prostsze jest niż proste
Ludzkie ameby, jebane bezkręgowce
Oko cyklonu na twojej drodze
Jedynym wyjściem z tego są tylko już drzwi w podłodze
Slasher w realu, to nie ma końca
Dziecko wkłada nóż do ust, bawi się bronią ojca
O pogodę ducha modła dawno zawiodła
Rzeczywistość wbija z kopa ci do jamy brzusznej jądra
Co jest prawdą, a co grą? Nie widzisz granic…
Ktoś złośliwy wysmarował cały świat odchodami
Nie poznaję czy to wokół, to moje plemię
Tak obco się tu czuję, jakbym wczoraj spadł na Ziemię…
Powoli... Po mojej twarzy spływa...
Martwa maska z wosku… Łzy mima…
W katatonii zastyga... Słono-gorzka kropla spływa...
Powoli... Po mojej twarzy spływa...
Martwa maska z wosku… Łzy mima…
W katatonii zastyga... Słono-gorzka kropla spływa...
Powoli... Po mojej twarzy spływa...
Martwa maska z wosku… Łzy mima…
W katatonii zastyga... Słono-gorzka kropla spływa...
[Zwrotka 1]
Nie potrafię tego świata przyjmować na sucho
Matka dusi własne dziecko osraną pieluchą
Nucąc mu na ucho, przez ostatnie zęby
Kołysankę Rosemary Krzysztofa Komedy
Jak tym kurwom w bramie leci życie pomału
Włosy lakier, brwi mazakiem, festiwal czarów
Ktoś masuje baseballem mózgową korę
Piękność ma brudne paznokcie i robaczywy stolec
Cuchnący oddech, świat się na głowy wali
Noworodek się obraca na talerzu w mikrofali
Wsłuchaj się w rytm erozji, miasta jelit nieżyt
Dziś pomników rzeź, jutro pomnik rzezi
Wszystko ma swój kres… Myśli zawładnięte hajsem
Zamykasz oczy, albo patrzysz przez palce
Nie pomaga apetizer na rzeczywistość brudną
W skrzynce na listy ktoś zostawił ci psa gówno
U terapeuty pomoc, na kozetce sesja
Wyluzowana, jak na pętli zwieracze wisielca
Zła nie trzeba reklamować, robi to samo życie
Chorą duszą się dziś zajmie lekarz – gwałciciel
Możesz wynająć macicę, to prostsze jest niż proste
Ludzkie ameby, jebane bezkręgowce
Oko cyklonu na twojej drodze
Jedynym wyjściem z tego są tylko już drzwi w podłodze
Slasher w realu, to nie ma końca
Dziecko wkłada nóż do ust, bawi się bronią ojca
O pogodę ducha modła dawno zawiodła
Rzeczywistość wbija z kopa ci do jamy brzusznej jądra
Co jest prawdą, a co grą? Nie widzisz granic…
Ktoś złośliwy wysmarował cały świat odchodami
Nie poznaję czy to wokół, to moje plemię
Tak obco się tu czuję, jakbym wczoraj spadł na Ziemię…
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.