[Intro]
Dobra, muszę się zryć
Zryty zawsze [?] spisali
[Refren]
Czemu się dziwisz? Ja w ciszy wiszę, lecz tego nie widzisz
Tego nikt nie widzi, no bo nie chcą tego, bo to chore jest
Czemu się dziwisz? Pokaż mi ten optymizm
Przy powstaniu byłem światłem, świat uczynił mnie potworem, ej
Czemu się dziwisz? ja w ciszy wiszę, lecz tego nie widzisz
Tego nikt nie widzi, nie chcą, bo to chore jest
Czemu się dziwisz? Pokaż mi ten optymizm
Przy powstaniu byłem światłem, świat uczynił mnie potworem, ej
[Zwrotka 1]
Jestem najgorszym człowiekiem na świecie podobno, jakim człowiekiem?!
Przez wszystkie niesnaski się już, kurwa zmieniłem w pochodną, dokładnie jaką to nie wiem
Ale za drzwiami w pokoju słyszę jak ktoś po nich chodzi i nie łapie mnie zgroza
No bo z demonami już przybiliśmy piątkę, high five, jest spoko symbioza
Kobiety w kabaretkach, co kochają zjadać serca
Ich dieta wymaga mięsa, ale zostaw chociaż kęsa
Bo chciałbym pamiętać jak wrócić do siebie, latarnia oliwna nie starczy na trasie
Tyle przede mną demonów, upiorów i chcą mi zawiesić kable na szyi, i klacie
Od mikrofonów i ciągną mnie w górę, ale to nic nie zmienia
Zostałem raperem, a chciałem być umarłym poetą spoza stowarzyszenia
Te trapy to graveyard, bez mapy i drogi do domu
To fetor zgnilizny, bałagan i odór, to nie powinno się kurwa, podobać nikomu
Fetyszyści mroku, balans na granicy i adrenalina
Choroby głowy, kratery w klatkach, znana przyczyna
I skutek związany z nią, który mnie też nie ominie
Ale nie czuję już nic praktycznie, jakbym wziął kąpiel w ksylokainie
Dobra, muszę się zryć
Zryty zawsze [?] spisali
[Refren]
Czemu się dziwisz? Ja w ciszy wiszę, lecz tego nie widzisz
Tego nikt nie widzi, no bo nie chcą tego, bo to chore jest
Czemu się dziwisz? Pokaż mi ten optymizm
Przy powstaniu byłem światłem, świat uczynił mnie potworem, ej
Czemu się dziwisz? ja w ciszy wiszę, lecz tego nie widzisz
Tego nikt nie widzi, nie chcą, bo to chore jest
Czemu się dziwisz? Pokaż mi ten optymizm
Przy powstaniu byłem światłem, świat uczynił mnie potworem, ej
[Zwrotka 1]
Jestem najgorszym człowiekiem na świecie podobno, jakim człowiekiem?!
Przez wszystkie niesnaski się już, kurwa zmieniłem w pochodną, dokładnie jaką to nie wiem
Ale za drzwiami w pokoju słyszę jak ktoś po nich chodzi i nie łapie mnie zgroza
No bo z demonami już przybiliśmy piątkę, high five, jest spoko symbioza
Kobiety w kabaretkach, co kochają zjadać serca
Ich dieta wymaga mięsa, ale zostaw chociaż kęsa
Bo chciałbym pamiętać jak wrócić do siebie, latarnia oliwna nie starczy na trasie
Tyle przede mną demonów, upiorów i chcą mi zawiesić kable na szyi, i klacie
Od mikrofonów i ciągną mnie w górę, ale to nic nie zmienia
Zostałem raperem, a chciałem być umarłym poetą spoza stowarzyszenia
Te trapy to graveyard, bez mapy i drogi do domu
To fetor zgnilizny, bałagan i odór, to nie powinno się kurwa, podobać nikomu
Fetyszyści mroku, balans na granicy i adrenalina
Choroby głowy, kratery w klatkach, znana przyczyna
I skutek związany z nią, który mnie też nie ominie
Ale nie czuję już nic praktycznie, jakbym wziął kąpiel w ksylokainie
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.