[Zwrotka 1]
Próbuję wywołać deszcz, przywołać duchy zza granic
Chcę oprzytomnieć, a wracam do wspomnień, chyba jak wszyscy przegrani
To przerwana lekcja muzyki, gdy wpadam we wnyki i znikam przez żal
Nie znam zakresu tych fal, za bardzo spychają mnie w dal
Dorosłem, proporcje, o których nie powiem naprawdę nie są jak Mariott czy Hilton
Przebiegam po moście bez wspomnień, odbieram spojrzenia wilkom, zaczynamy kinko
Naszymi planami w to wszystko, waszymi planami jest zło
Krążymy jak stada nomadów, od kiedy nasz niebyt to jedyny dom
Ariadna nie popląta losów, Adrianna i pył to namiastka odlotu
Jak matowy odblask na oczach, ja nie widzę nic, to bal terrorystów, a ja na widoku
Obdarty z żalu, stracony jak kwoty ze sztofu, to loty po zmroku
Zaloty bez pokus, i koty po Stocku, to chore jak pląs pól
Gdzie byłem wieczorem, rok temu, nie kryłem urazy, nie pytaj jak wielu
Zamykam otwarcia bez żadnego wsparcia, a Ty nie planuj, nie steruj
Nigdy nie pytaj jak wielu i nigdy nie pytaj mnie za jaką cenę
Jak biegnę do celu to mijam się z nimi i za szybko staję się celem
Mamy rewolwery na plecach i to delivery, podnieca tu dupy
I głosy jak los w Twych rękach, i Boże, nie każ mi czekać sekundy
Nie ważcie swoich intencji przed moje i nie płaczcie po startych szlakach
Jestem odważny jak każdy, kto wie, że w rękawie ma więcej niż asa
I nie próbuję już wracać, gdy sekundy biegną, a ja nie łapię już dna
A sens istnienia ucieka, bezwolny jak wiatr, bezwstydny jak ja
Nie łapię oddechu, nie chcę liczyć sekund, nie biorę tabletek na sen
Panuję nad blaskiem księżyca, choć z każdym momentem pojmuję go mniej
Próbuję wywołać deszcz, przywołać duchy zza granic
Chcę oprzytomnieć, a wracam do wspomnień, chyba jak wszyscy przegrani
To przerwana lekcja muzyki, gdy wpadam we wnyki i znikam przez żal
Nie znam zakresu tych fal, za bardzo spychają mnie w dal
Dorosłem, proporcje, o których nie powiem naprawdę nie są jak Mariott czy Hilton
Przebiegam po moście bez wspomnień, odbieram spojrzenia wilkom, zaczynamy kinko
Naszymi planami w to wszystko, waszymi planami jest zło
Krążymy jak stada nomadów, od kiedy nasz niebyt to jedyny dom
Ariadna nie popląta losów, Adrianna i pył to namiastka odlotu
Jak matowy odblask na oczach, ja nie widzę nic, to bal terrorystów, a ja na widoku
Obdarty z żalu, stracony jak kwoty ze sztofu, to loty po zmroku
Zaloty bez pokus, i koty po Stocku, to chore jak pląs pól
Gdzie byłem wieczorem, rok temu, nie kryłem urazy, nie pytaj jak wielu
Zamykam otwarcia bez żadnego wsparcia, a Ty nie planuj, nie steruj
Nigdy nie pytaj jak wielu i nigdy nie pytaj mnie za jaką cenę
Jak biegnę do celu to mijam się z nimi i za szybko staję się celem
Mamy rewolwery na plecach i to delivery, podnieca tu dupy
I głosy jak los w Twych rękach, i Boże, nie każ mi czekać sekundy
Nie ważcie swoich intencji przed moje i nie płaczcie po startych szlakach
Jestem odważny jak każdy, kto wie, że w rękawie ma więcej niż asa
I nie próbuję już wracać, gdy sekundy biegną, a ja nie łapię już dna
A sens istnienia ucieka, bezwolny jak wiatr, bezwstydny jak ja
Nie łapię oddechu, nie chcę liczyć sekund, nie biorę tabletek na sen
Panuję nad blaskiem księżyca, choć z każdym momentem pojmuję go mniej
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.