[Zwrotka 1: Quebonafide]
Pewnej gorącej zimy gdzieś
Na północy południowej Afryki
Poznaliśmy szamańskie rośliny
I dopiero teraz zaczynamy tripy
Żaden Paryż, Seszele, Monako, Nicee
To wszystko to tylko namiastka
Teraz czuję się jak więzień w ciele
I lecę na Marsa; Mama Ayahuasca
Moja wizja to wolność
Żaden skurwiały rząd nie prowadzi za rękę
Moi ludzie się modlą
Ale dla mnie już Bóg nie jest żadnym ekspertem
Brałem życie na chłodno
Teraz wszystko co słyszę ma barwy i głębie
A obraz w 3D widzę; odlot
Nie Disney, Pixar, a wjazd u DMT
Wokół duchy przodków, węże i wilki
Słyszę odgłosy jak w miasteczku Twin Peaks
Nie brałem koksu i nie brałem piksy, nigdy
Bo nie byłbym egzotyczny
A jestem na takim haju, że gadam z najwyższym
Na takim haju, że gadam z najwyższym
Gadam z najwyższym, gadam z najwyższym

[Zwrotka 2: Quebonafide]
I kto tu teraz jest naćpany bardziej?
Leci powoli życie, slajd po slajdzie
Tyle kolorów widzę po tej chandze
Weź mi nie pierdol nic o apartheidzie
Jak byłem dzieckiem i byłem mały
A telewizor był czarno-biały
Tu ludzie z ludźmi się żarli, jak lwy
Ty nie odróżniłbyś wody od krwi dziś
Źli ludzie płaczą, gdy Skaza umiera
Z pomników szczerzy się Nelson Mandela
Kończy się koszmar, a widać Krügera
Ktoś krzyczy "Stój, bo nie strzelam!"
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.
Information
There are no comments yet. You can be the first!
Login Register
Log into your account
And gain new opportunities
Forgot your password?