[Zwrotka 1: Pezet]
Gdy pod sceną mam publiczność damską
To zaczynam latać nisko i polować tak jak jastrząb
Ona mówi, że tu przyszła dla mnie z tamtą
Myśli, że jej czytam w myślach jakbym był telepatą
Ja, że życie na walizkach mam i jestem głodny
Sokół wtrącą, że to zna, bo w końcu jest wędrowny
Przed koncertem "This is Sparta”
Gramy sztukę, płaci booker, wracamy nach Warschau
Troche pato, trochę mądry i zawijam sztukę stąd taką, że bajka
Całe lato były łowy, bo okres godowy
I typowi ziomek sprzedał sztukę tak jak marchand
[Zwrotka 2: Sokół]
Idzie za mną szeptów cień
Nie tylko w dzień, w nocy jest nawet wyraźniejszy
Boże albo losie proszę weź coś zmień
Jestem ostatni i ex aequo pierwszy
Czuje się tu trochę może jakby zbłądził gdzieś
Jak hetero w klubie gejów, jak Hłasko
Jak katolik w synagodze, jak na wojnie krzycząc „jest OK”
W nocnym klubie chce zasnąć
Twoja cipka do tych palców znowu klei się
Happy end, pieprze Cię jak poprawność
Sętki gęb, miękki sen, przerwie im wielki lęk i zazdrość
Bo wyszedłem na miasto
Czemu ich obchodzę, nie obchodzi mnie
Kto w co gra, chuj wbijam w to dawno
Wszyscy oczekują puenty i zawiodą się
Cały ja, pół pijak-pół pastor
Gdy pod sceną mam publiczność damską
To zaczynam latać nisko i polować tak jak jastrząb
Ona mówi, że tu przyszła dla mnie z tamtą
Myśli, że jej czytam w myślach jakbym był telepatą
Ja, że życie na walizkach mam i jestem głodny
Sokół wtrącą, że to zna, bo w końcu jest wędrowny
Przed koncertem "This is Sparta”
Gramy sztukę, płaci booker, wracamy nach Warschau
Troche pato, trochę mądry i zawijam sztukę stąd taką, że bajka
Całe lato były łowy, bo okres godowy
I typowi ziomek sprzedał sztukę tak jak marchand
[Zwrotka 2: Sokół]
Idzie za mną szeptów cień
Nie tylko w dzień, w nocy jest nawet wyraźniejszy
Boże albo losie proszę weź coś zmień
Jestem ostatni i ex aequo pierwszy
Czuje się tu trochę może jakby zbłądził gdzieś
Jak hetero w klubie gejów, jak Hłasko
Jak katolik w synagodze, jak na wojnie krzycząc „jest OK”
W nocnym klubie chce zasnąć
Twoja cipka do tych palców znowu klei się
Happy end, pieprze Cię jak poprawność
Sętki gęb, miękki sen, przerwie im wielki lęk i zazdrość
Bo wyszedłem na miasto
Czemu ich obchodzę, nie obchodzi mnie
Kto w co gra, chuj wbijam w to dawno
Wszyscy oczekują puenty i zawiodą się
Cały ja, pół pijak-pół pastor
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.