0
Połowa nieba - Zero
0 0

Połowa nieba Zero

Połowa nieba - Zero
[Zwrotka 1]
To rok dwa tysiące dwudziesty
Nie jakaś odległa przyszłość
Stan zawieszenia pomiędzy tym, czego nie będzie
I tym czego nigdy nie było
Z moich idoli najwięksi nie żyją
Ubyło tych, na których się wychowałem
Strony powoli się biorą za żniwo, a połowę nieba zasłania już diabeł
Widziałem to na własne oczy - nie kłamię -
Zaklinam i proszę, łaskawie daj wiarę
Do światów duchowych się wchodzi i czasem wychodzi
A czasem zostaje na stałe
Do światów duchowych się wchodzi i zwykle wychodzi
Znów opieram stopy o krawędź
Mam myśli jak balony z helem
W kieszeniach kamienie - na wszelki wypadek
Maluję mandale - symetryczne anioły -
Do ziemi mam dalej, już bliżej mi do nich
To udrapowanie z chmur, zawroty głowy
I kiedy spadnę znów - nie próbuj mnie gonić
Nie ukończyłem ich szkoły, nie uczył mnie żaden z ludzi
Niebo mi mówi gdzie chodzić, co robić i co do nich mówić
O dziwo to ja jestem wolny i nie będę bał się zawrócić
Gdy przekrzykujące się głowy poprzestawiają kierunki
Dół, góra, dół - poręcze i schody
Dół, góra, dół - ziemia i obłoki
Stój, wołasz: stój! - policzyłem kroki
Ruch, jeden ruch, potem już nie boli - halo!
Tutaj dwa-cztery na dobę palą się lampy ledowe
Rośnie Xibalba, jej miasta płoną jak ogony komet
W ciemnych zaświatach ma korzeń, to on oplata mi głowę
Prawie jak ciernie w koronie, prawie jak ciernie
Cienie wchodzą do sieni jak duchy, wchodzą tu niby do siebie
Wchodzą i pchają swe buty brudne od sadzy i cierpień
Na górę czaszki... światło z wolna dogasa na drzewie
Sam nie wiem jak je rozpalić; ty chyba też, nie?
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.
Information
There are no comments yet. You can be the first!
Login Register
Log into your account
And gain new opportunities
Forgot your password?