[Verse 1]
Nie byłem nigdy gwiazdą klasy, koledzy mieli adidasy
Rodzicom było szkoda kasy, wiesz ile trzeba na to pracy?
Cztery paski w bluzie, tak jeden mam w bonusie, kurwa mać
Marzył mi się świat, świat w którym znikną ludzie
Nie miałem super gadki do dziewczyn, byłem mniej fajny od reszty
Trochę za bardzo przeciętny, daleko było mi do anoreksji
Słyszałem śmiechy za sobą, miałem problemy ze sobą
Myślałem przez parę lat, że wyleczy te kompleksy alkohol
Nie pomogło mi to wcale, świat w około psułem w szale
Do spokoju z każdym dniem miałem tylko coraz dalej
Musiałem znaleźć sens, zabrał mnie z tamtych miejsc
Dźwięk obudził we mnie talent i powiedział mi leć
Zmień swoje życie na lepsze, rozwiń te skrzydła na wietrze
Zostaw za sobą te szkolne korytarze, kompleksy i wreszcie
Weź się w garść, zrozum ile jesteś wart
Walcz o swoje szczęście, nawet jak niewiele daje Ci świat
[Hook x2]
Dlatego lecę dziś nad miastem jak ptak
Wysoko tak, wolny jak nigdy wcześniej
Zostawiam wam, ziemskie więzienie i strach
Niesie mnie wiatr ale być jedną z gwiazd nie chcę
[Verse 2]
Nie szukałem drogi na szczyt, szukałem jej dokądkolwiek
Ale w mig rośnie apetyt, kiedy widzi się sny na horyzoncie
Kto by nie chciał dotknąć nieba, czuć się przez moment jak Bóg
Wylecieć stąd jak rakieta, odwrócić się, spojrzeć w dół
Kiedy pędzisz w górę, czujesz głownie chłód w stawach
Otacza Cię mnóstwo chmur albo zimny jak lód granat
Niby tyle gwiazd w około, wszystkie zachwycone są sobą
Tacy jak ja mogą tylko patrzeć na ich blask stojąc obok
Wszystko tu wygląda inaczej, po drugiej stronie lustra
Niczego tu się nie złapiesz w rękach zostaje pustka
Czas płynie nieubłaganie kiedy czasem wracasz do domu
To o co toczysz tak walkę, staję się grą pozorów
U horyzontu zdarzeń wszystko traci kontury
Ci którzy świecą najjaśniej blisko są czarnej dziury
Czasem wystarczą sekundy, żebyś tam zgubił swe światło
Trudno się leci do góry ale też wrócić nie łatwo
Nie byłem nigdy gwiazdą klasy, koledzy mieli adidasy
Rodzicom było szkoda kasy, wiesz ile trzeba na to pracy?
Cztery paski w bluzie, tak jeden mam w bonusie, kurwa mać
Marzył mi się świat, świat w którym znikną ludzie
Nie miałem super gadki do dziewczyn, byłem mniej fajny od reszty
Trochę za bardzo przeciętny, daleko było mi do anoreksji
Słyszałem śmiechy za sobą, miałem problemy ze sobą
Myślałem przez parę lat, że wyleczy te kompleksy alkohol
Nie pomogło mi to wcale, świat w około psułem w szale
Do spokoju z każdym dniem miałem tylko coraz dalej
Musiałem znaleźć sens, zabrał mnie z tamtych miejsc
Dźwięk obudził we mnie talent i powiedział mi leć
Zmień swoje życie na lepsze, rozwiń te skrzydła na wietrze
Zostaw za sobą te szkolne korytarze, kompleksy i wreszcie
Weź się w garść, zrozum ile jesteś wart
Walcz o swoje szczęście, nawet jak niewiele daje Ci świat
[Hook x2]
Dlatego lecę dziś nad miastem jak ptak
Wysoko tak, wolny jak nigdy wcześniej
Zostawiam wam, ziemskie więzienie i strach
Niesie mnie wiatr ale być jedną z gwiazd nie chcę
[Verse 2]
Nie szukałem drogi na szczyt, szukałem jej dokądkolwiek
Ale w mig rośnie apetyt, kiedy widzi się sny na horyzoncie
Kto by nie chciał dotknąć nieba, czuć się przez moment jak Bóg
Wylecieć stąd jak rakieta, odwrócić się, spojrzeć w dół
Kiedy pędzisz w górę, czujesz głownie chłód w stawach
Otacza Cię mnóstwo chmur albo zimny jak lód granat
Niby tyle gwiazd w około, wszystkie zachwycone są sobą
Tacy jak ja mogą tylko patrzeć na ich blask stojąc obok
Wszystko tu wygląda inaczej, po drugiej stronie lustra
Niczego tu się nie złapiesz w rękach zostaje pustka
Czas płynie nieubłaganie kiedy czasem wracasz do domu
To o co toczysz tak walkę, staję się grą pozorów
U horyzontu zdarzeń wszystko traci kontury
Ci którzy świecą najjaśniej blisko są czarnej dziury
Czasem wystarczą sekundy, żebyś tam zgubił swe światło
Trudno się leci do góry ale też wrócić nie łatwo
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.