[Intro]
Zróbmy to (yo, yop yop, yo)
Zróbmy to, zróbmy to (o, o, o)
Fi fa fo fam, fi fa fo fam (zróbmy to, jebnij to, dobra jebnę to)
[?] Cartman (ej, ej)
[Zwrotka 1]
Chamy chodzą po ulicy, małolaty myślą, że to fikcja
Bo nie dostali ekranizacji Netflixa
Na temat syfu, który na co dzień widać na mieście
Wzywa mnie natura, chciałbym się stąd wyrwać wreszcie
W dziurę dostaniesz za darmo, jeszcze za to podziękujesz
Zanim pójdą na balety, wykonują uwerturę
Nie możesz sobie pozwolić, żeby ktoś Ci wszedł na głowę
Bo chwilę później wejdą na nią już innym, sposobem
Niby jest łatwo zrobić krok, ale dość rzadko można, bo
Bardziej wolimy słowa spisywać łzami, słowa spisywać krwią
Śmiej się w ryj tym, którzy mówią, że coś z Tobą nie tak jest
Nie trzeba im są głusi, i ich jebał pies
A duży nie odszczekuje, bo nie musi, ma potęgę
Gryziesz z mocą trzech głów na raz - tak jak cerber
Gdy odejdę Hades wyciągnie do mnie rękę jak ziomek
Wtedy to poczuję i zrozumiem, to ten moment
Te istnienie jest pasmem niesprawiedliwości
I się wkurwią w opór jak ktoś chce mnie uczyć dorosłości
Odpowiedzialności za to, co się stało nie wziął nikt
W takim razie sam wymierzę sprawiedliwość, no i git
W nocy wszędzie same ćpuny, menele i karki
Czarne koszule, białe zęby i złote zegarki
Wkładają nos w nie swoje sprawy, najczęściej samarki
Obrzydliwe rzeczy tu skrywają zakamarki
Jak już muszą patrzeć, to niech chociaż, kurwa, widzą prawdę
Nie chcę nikogo udawać i mam w dupie ich pogardy
Ważne jak się kończy, a nie zaczyna moja droga
Nikt mi nie dał mapy, skąd mam wiedzieć, która moja droga?
Znam tylko kierunek i zacięcie pcham się pod wiatr
Nieustępliwie krok za krokiem, wciąż do przodu tak od lat
Nawet jak połamię nogi, to rękoma zgarniam swoje
Nie wiem skąd mam tyle siły, ale dwoję się i troję
Zróbmy to (yo, yop yop, yo)
Zróbmy to, zróbmy to (o, o, o)
Fi fa fo fam, fi fa fo fam (zróbmy to, jebnij to, dobra jebnę to)
[?] Cartman (ej, ej)
[Zwrotka 1]
Chamy chodzą po ulicy, małolaty myślą, że to fikcja
Bo nie dostali ekranizacji Netflixa
Na temat syfu, który na co dzień widać na mieście
Wzywa mnie natura, chciałbym się stąd wyrwać wreszcie
W dziurę dostaniesz za darmo, jeszcze za to podziękujesz
Zanim pójdą na balety, wykonują uwerturę
Nie możesz sobie pozwolić, żeby ktoś Ci wszedł na głowę
Bo chwilę później wejdą na nią już innym, sposobem
Niby jest łatwo zrobić krok, ale dość rzadko można, bo
Bardziej wolimy słowa spisywać łzami, słowa spisywać krwią
Śmiej się w ryj tym, którzy mówią, że coś z Tobą nie tak jest
Nie trzeba im są głusi, i ich jebał pies
A duży nie odszczekuje, bo nie musi, ma potęgę
Gryziesz z mocą trzech głów na raz - tak jak cerber
Gdy odejdę Hades wyciągnie do mnie rękę jak ziomek
Wtedy to poczuję i zrozumiem, to ten moment
Te istnienie jest pasmem niesprawiedliwości
I się wkurwią w opór jak ktoś chce mnie uczyć dorosłości
Odpowiedzialności za to, co się stało nie wziął nikt
W takim razie sam wymierzę sprawiedliwość, no i git
W nocy wszędzie same ćpuny, menele i karki
Czarne koszule, białe zęby i złote zegarki
Wkładają nos w nie swoje sprawy, najczęściej samarki
Obrzydliwe rzeczy tu skrywają zakamarki
Jak już muszą patrzeć, to niech chociaż, kurwa, widzą prawdę
Nie chcę nikogo udawać i mam w dupie ich pogardy
Ważne jak się kończy, a nie zaczyna moja droga
Nikt mi nie dał mapy, skąd mam wiedzieć, która moja droga?
Znam tylko kierunek i zacięcie pcham się pod wiatr
Nieustępliwie krok za krokiem, wciąż do przodu tak od lat
Nawet jak połamię nogi, to rękoma zgarniam swoje
Nie wiem skąd mam tyle siły, ale dwoję się i troję
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.