[Zwrotka 1]
Nie jestem ani raperem, ani bohemiarskim nerdem
Raczej wyszarpanym, odsłoniętym nerwem
W miejscu po wyrwanym zębie
I nienawidzę za to siebie czasem
Zwykłe życie, jako jedno z marzeń?
Kiedy patrzymy na siebie tak oddzieleni barierką pod sceną
Ktoś z nas pomyśli na pewno: "Szkoda, że nie potrafię tak"
"Mamo, patrz! Znowu lecę jak ptak!"
Kolejny wbity w moje plecy hak
Jak się rozerwę na strzępy
To zrozumieją, że dla mnie to cały świat?
Oddałbym całą tę wrażliwość, gdybym tylko mógł
Gdybym miał coś do powiedzenia przy wyborze dróg
Jestem zmęczony już, ten cały ból nie jest mój
Dlaczego go muszę czuć? Nie rozumieją moich słów
Mówią, jakbym pisał dla nich tak, żeby znów się wzruszali
Skoro ten dar piękny tak i wspaniały, dlaczego się chciałem zabić?!
Nie ma ucieczki z mojej klatki, a myślałem o tym długi czas
Nie ma gwarancji, że nie będę musiał przeżyć tego drugi raz
Więc idę dalej przed siebie, choćby mi pluli w twarz
Tylko dlatego, że im daję z mojej duszy kwiat
Czuję się, jakby ktoś mi robił głupi żart
Nie mam już siły się bronić, mogę się tylko śmiać
Wypluwam z siebie takie tony emocji, że pozostaje ze mnie tylko pusty wrak
I nie wierzę, że można mnie lubić za to, jaki jestem
Oduczyłem się ludzi, ucząc się wersów namiętnie
I prawie na zawołanie potrafię stworzyć im ścieżkę
Do sytuacji z ich życia, którą przeżyją beze mnie
To nie talent, a zboczenie jest
Więc nie wisi u mnie na ścianie żaden ten platynowy śmieć
Wszystkie dowody uznania chowam głęboko gdzieś
Nikt ich nie odnajdzie, wszystko ma strony dwie
Naprawdę chcesz do mojej głowy wejść? Zrobić trochę zdjęć?
Rozejrzeć się po obcym ci świecie jak Holloway?
Zapytać mnie o koszta, jakie ponoszę
Gdy tworzę twoje ulubione CD?
To krew, pot i łzy, przyszłość, przeszłość i dziś
Wszystko jedno mi czy wyjdzie z tego mi hit
Ważne by wyszło ze mnie to i mi dało żyć
Choć bez tego, to wszystko to nic...
Nie jestem ani raperem, ani bohemiarskim nerdem
Raczej wyszarpanym, odsłoniętym nerwem
W miejscu po wyrwanym zębie
I nienawidzę za to siebie czasem
Zwykłe życie, jako jedno z marzeń?
Kiedy patrzymy na siebie tak oddzieleni barierką pod sceną
Ktoś z nas pomyśli na pewno: "Szkoda, że nie potrafię tak"
"Mamo, patrz! Znowu lecę jak ptak!"
Kolejny wbity w moje plecy hak
Jak się rozerwę na strzępy
To zrozumieją, że dla mnie to cały świat?
Oddałbym całą tę wrażliwość, gdybym tylko mógł
Gdybym miał coś do powiedzenia przy wyborze dróg
Jestem zmęczony już, ten cały ból nie jest mój
Dlaczego go muszę czuć? Nie rozumieją moich słów
Mówią, jakbym pisał dla nich tak, żeby znów się wzruszali
Skoro ten dar piękny tak i wspaniały, dlaczego się chciałem zabić?!
Nie ma ucieczki z mojej klatki, a myślałem o tym długi czas
Nie ma gwarancji, że nie będę musiał przeżyć tego drugi raz
Więc idę dalej przed siebie, choćby mi pluli w twarz
Tylko dlatego, że im daję z mojej duszy kwiat
Czuję się, jakby ktoś mi robił głupi żart
Nie mam już siły się bronić, mogę się tylko śmiać
Wypluwam z siebie takie tony emocji, że pozostaje ze mnie tylko pusty wrak
I nie wierzę, że można mnie lubić za to, jaki jestem
Oduczyłem się ludzi, ucząc się wersów namiętnie
I prawie na zawołanie potrafię stworzyć im ścieżkę
Do sytuacji z ich życia, którą przeżyją beze mnie
To nie talent, a zboczenie jest
Więc nie wisi u mnie na ścianie żaden ten platynowy śmieć
Wszystkie dowody uznania chowam głęboko gdzieś
Nikt ich nie odnajdzie, wszystko ma strony dwie
Naprawdę chcesz do mojej głowy wejść? Zrobić trochę zdjęć?
Rozejrzeć się po obcym ci świecie jak Holloway?
Zapytać mnie o koszta, jakie ponoszę
Gdy tworzę twoje ulubione CD?
To krew, pot i łzy, przyszłość, przeszłość i dziś
Wszystko jedno mi czy wyjdzie z tego mi hit
Ważne by wyszło ze mnie to i mi dało żyć
Choć bez tego, to wszystko to nic...
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.