Hej, hej
Hej, hej
Hej hej...
Ej!
Mochnacki jak trup blady siadł przy klawikordzie
I z wolna jął próbować akord po akordzie
Już ściany pełnej sali w żółtym toną blasku
A tam w kącie kirasjer w wyzłacanym kasku
A tu bliżej woń perfum, dam strojonych sznury
A wyżej na galerii - milcz serce! - mundury
Tylko jeden krok mały od sali go dzieli
Krok jeden przez wgłębienie dla miejskiej kapeli -
On wie, okop hardy w tej przepaści rośnie
Więc skrył się za okopem i zagra o wiośnie
Rozpędził blade palce świergotem w wiolinie
I mały, smutny strumień spod ręki mu płynie
Raz w raz rosa po białej pryska klawiaturze
I raz po raz w wiolinie kwitną polne róże
Rosną. Większe, smutniejsze, pełniejsze czerwienią
Coraz niżej i niżej, uschną, w bas się zmienią!
Nie. Równo, równo rosną w jakiś smutny taniec
Rozdrganą klawiaturę przebłagał wygnaniec
I nagle się rozpłakał po klawiszach sztajer
Aż poszedł szmer po sali, sali biedermeier
Głupio, sennie, bezmyślnie kręci się i kręci
Myśli straszne wyrzuca z pamięci
Do piersi jakąś białą przytulił pierś drżącą
I czuje tuż przy piersi nieznośne gorąco
I tysiąc świateł w oczach, w czyjejś twarzy dołki
I zapach białej sukni, ubranej w fijołki, ubranej w fijołki...
Hej, hej
Hej hej...
Ej!
Mochnacki jak trup blady siadł przy klawikordzie
I z wolna jął próbować akord po akordzie
Już ściany pełnej sali w żółtym toną blasku
A tam w kącie kirasjer w wyzłacanym kasku
A tu bliżej woń perfum, dam strojonych sznury
A wyżej na galerii - milcz serce! - mundury
Tylko jeden krok mały od sali go dzieli
Krok jeden przez wgłębienie dla miejskiej kapeli -
On wie, okop hardy w tej przepaści rośnie
Więc skrył się za okopem i zagra o wiośnie
Rozpędził blade palce świergotem w wiolinie
I mały, smutny strumień spod ręki mu płynie
Raz w raz rosa po białej pryska klawiaturze
I raz po raz w wiolinie kwitną polne róże
Rosną. Większe, smutniejsze, pełniejsze czerwienią
Coraz niżej i niżej, uschną, w bas się zmienią!
Nie. Równo, równo rosną w jakiś smutny taniec
Rozdrganą klawiaturę przebłagał wygnaniec
I nagle się rozpłakał po klawiszach sztajer
Aż poszedł szmer po sali, sali biedermeier
Głupio, sennie, bezmyślnie kręci się i kręci
Myśli straszne wyrzuca z pamięci
Do piersi jakąś białą przytulił pierś drżącą
I czuje tuż przy piersi nieznośne gorąco
I tysiąc świateł w oczach, w czyjejś twarzy dołki
I zapach białej sukni, ubranej w fijołki, ubranej w fijołki...
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.