Hook x4:
Ja nie próbuje nigdy wracać do tamtych chwil
Bo nie pojmuje, że nie rozumiesz jak zmienił mnie czas
Mój głos jak echo, a ktoś wtóruje i odpłynę z nim
A każdy miesiąc to inne życie i inny ja
Verse:
(Patrz) Powoli odwracam role
Gubię kontrolę, marznę i znikam
Mam parę patentów, że ja pierdolę
A dla każdego to jihad
(Znasz) chwile gdy wpadamy razem w niewolę
To kolejny dzień
To rap i wolałbym nie wiedzieć tego co wiem
Uwierz w siebie nie mnie
Słyszę dorośnij, nie mam nic oprócz tego
Ale teraz tego nie przyznasz, bo rżniesz głupszego niż ja
Cały ten świat mnie znowu wyjebie jak o nim opowiem na tracku
Ale pierdolę go tak samo mocno jak armię wesołych kumatych chłopaków
Gubię się w lochach i nie mogę odejść, znikam jak mgła
Lubię się zgubić na pokaz, pokazać że nie można rzucać słowami od tak
I płacę to cenę jak za nic, gdy patrzę na ciebie wysoko ze skał
Rozmytą prawdę zamieniamy w żal, nie ruszę się stąd o cal
Mogę wywarczeć sobie drogę do mety
Bo koniec końców mam patent, fobię, trwogę i blety
(ej) mogę tu ruszyć kurwa palcem lawinę
Zakładam kaptur i ruszam w świat, bo znów popłynę
Zrobię jak trzeba nim powiesz mi siema i wrzucisz w szufladę bez dna
Ja gonię marzenia, więc wypierdalać zanim obnażę co trzeba
(to plan) którego nie mogę pogrzebać, bo znowu nie daje mi spać
Wyprawa na kraniec, powieki zaklejone pasją co dnia
Ja nie próbuje nigdy wracać do tamtych chwil
Bo nie pojmuje, że nie rozumiesz jak zmienił mnie czas
Mój głos jak echo, a ktoś wtóruje i odpłynę z nim
A każdy miesiąc to inne życie i inny ja
Verse:
(Patrz) Powoli odwracam role
Gubię kontrolę, marznę i znikam
Mam parę patentów, że ja pierdolę
A dla każdego to jihad
(Znasz) chwile gdy wpadamy razem w niewolę
To kolejny dzień
To rap i wolałbym nie wiedzieć tego co wiem
Uwierz w siebie nie mnie
Słyszę dorośnij, nie mam nic oprócz tego
Ale teraz tego nie przyznasz, bo rżniesz głupszego niż ja
Cały ten świat mnie znowu wyjebie jak o nim opowiem na tracku
Ale pierdolę go tak samo mocno jak armię wesołych kumatych chłopaków
Gubię się w lochach i nie mogę odejść, znikam jak mgła
Lubię się zgubić na pokaz, pokazać że nie można rzucać słowami od tak
I płacę to cenę jak za nic, gdy patrzę na ciebie wysoko ze skał
Rozmytą prawdę zamieniamy w żal, nie ruszę się stąd o cal
Mogę wywarczeć sobie drogę do mety
Bo koniec końców mam patent, fobię, trwogę i blety
(ej) mogę tu ruszyć kurwa palcem lawinę
Zakładam kaptur i ruszam w świat, bo znów popłynę
Zrobię jak trzeba nim powiesz mi siema i wrzucisz w szufladę bez dna
Ja gonię marzenia, więc wypierdalać zanim obnażę co trzeba
(to plan) którego nie mogę pogrzebać, bo znowu nie daje mi spać
Wyprawa na kraniec, powieki zaklejone pasją co dnia
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.