[Zwrotka 1]
Wypijasz klina jak co dzień, poranny czas do roboty
Nie masz ochoty, masz poty, nie masz zdrowia i floty
Tak, jak po ciosach Gołoty, jak Riddick powstajesz z wyra
Wykańcza balet i tyra, o domu wciąż zapominasz
Jeszcze się schylasz po grosze, które funduje zakład
Mija szesnasta, po flaszce, śniadaniowych kanapkach
To żadna frajda, choć standard a duże siano to skiba
Choć grozi pajda, rozkminiasz, zapalasz na fajrant ćmika
Jaka logika na świecie tak zwykłym, że chce się rzygać?
Czy sam wybrałeś to życie, nic nie zmieniając? Zapytam
Choć nie oceniam, opiszę, co widzę, dziś zbierasz manto
W domu ze starą masz hardcore, trutni bez szkoły stadko
Takim wypadkom zapobiec, i trudno ty chciałeś łatwo
Bezmyślnie pędzić przez życie, znana Ci powtarzalność
Na życie wilczy apetyt, ale pracować niestety
Nie chce, bo priorytety przyziemne, najlepiej niebyt
Ale kotlety, kokosy, wynosy i siana stosy
To się należy, bo dosyć, robiłeś by tego dożyć
Weź lepiej pomyśl dlaczego inni tyrają po nocach
Wkurwia sąsiad, co zadbał o własny biznes, miał nosa
Najlepiej kosa z tym, który zamiast pierdolić bzdury
Liznął języków, kultury i chciał zdobywać tytuły
Widzisz, że lepiej żyje, myślisz, że ukradł, bo skąd ma?
Skoro ty wciąż harujesz, nie masz tego pieniążka
Myślę, iż można by było zapobiec tej katastrofie
Chciał być na topie ignorant, co za nic ma ekonomię
Wydawać więcej niż możesz zarobić, to już przesada
Nie chciałeś kwalifikacji podnosić, teraz wypadasz
A rynek pracy jest chłonny, wydusi Cię jak cytrynę
Podbijesz im statystykę, odstawią Cię na bocznicę
Wypijasz klina jak co dzień, poranny czas do roboty
Nie masz ochoty, masz poty, nie masz zdrowia i floty
Tak, jak po ciosach Gołoty, jak Riddick powstajesz z wyra
Wykańcza balet i tyra, o domu wciąż zapominasz
Jeszcze się schylasz po grosze, które funduje zakład
Mija szesnasta, po flaszce, śniadaniowych kanapkach
To żadna frajda, choć standard a duże siano to skiba
Choć grozi pajda, rozkminiasz, zapalasz na fajrant ćmika
Jaka logika na świecie tak zwykłym, że chce się rzygać?
Czy sam wybrałeś to życie, nic nie zmieniając? Zapytam
Choć nie oceniam, opiszę, co widzę, dziś zbierasz manto
W domu ze starą masz hardcore, trutni bez szkoły stadko
Takim wypadkom zapobiec, i trudno ty chciałeś łatwo
Bezmyślnie pędzić przez życie, znana Ci powtarzalność
Na życie wilczy apetyt, ale pracować niestety
Nie chce, bo priorytety przyziemne, najlepiej niebyt
Ale kotlety, kokosy, wynosy i siana stosy
To się należy, bo dosyć, robiłeś by tego dożyć
Weź lepiej pomyśl dlaczego inni tyrają po nocach
Wkurwia sąsiad, co zadbał o własny biznes, miał nosa
Najlepiej kosa z tym, który zamiast pierdolić bzdury
Liznął języków, kultury i chciał zdobywać tytuły
Widzisz, że lepiej żyje, myślisz, że ukradł, bo skąd ma?
Skoro ty wciąż harujesz, nie masz tego pieniążka
Myślę, iż można by było zapobiec tej katastrofie
Chciał być na topie ignorant, co za nic ma ekonomię
Wydawać więcej niż możesz zarobić, to już przesada
Nie chciałeś kwalifikacji podnosić, teraz wypadasz
A rynek pracy jest chłonny, wydusi Cię jak cytrynę
Podbijesz im statystykę, odstawią Cię na bocznicę
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.