[Zwrotka 1]
To by było na tyle
Owszem w głowie zamiast róż ciągle dzikie badyle
Chociaż czasem bredzę jakbym w łepetynie miał wylew
To w Marmurze spokój ducha niewątpliwie nabyłem
Zamawiam taksówkę na plażę
Kierunek: dworzec w Sopocie. Obieram kurs na Warszawę
W okienku proszę o bilet, jakoś na już jak da radę
Zawieszam na kimś oko, dobrze znana buzia. Pasażer
Zęby szczerzy ozdobnie
Wymachując do mnie widzę, że się cieszy ogromnie
Chryste panie... Wzdycham, bo się czuję niezbyt rozmownie
Się przybliżam: “proszę pana, pan mnie śledzi ponownie”?
Wybucha śmiechem. Każdy wokół tu zerka na nas
Mi się kruszy narracja, burzy i pęka rama
Pewnie dla części słuchaczy dawno już puenta znana
Powiedział tak: “pan jest częścią mnie, ja częścią pana”
[Zwrotka 2]
Pora żebyś prawdę znał Filipie
Nie urodziłem się w pociągu w ten upalny lipiec
Wszak jestem na okładce WOSKU i w ostatnim klipie
Ja od początku z tobą, gdyby nie ja grałbyś w FIFĘ
Nic więcej. Ja kazałem kroczyć do Marmuru
Byś tam wypoczął i się mógł odseparować z tłumu
Pod Żyrandolem wznoszę toast, a ty dałeś w długą
Szukać jesiennej weny, znalazłeś valetudo
I majaki o tych psach grubo-chudych
Potem znowu cię rozkojarzyła mgła tuląc umysł
Nauczyłeś się po życia bieżni mocno stąpać
I nie zanurzać się bez przerwy w tamtych prostokątach
Przyznam czasem się przyturlał mi błąd
Tabletką cię poczęstowałem tuż przed “Tsunami blond”
Chciałem podpalić lont, żywisz do mnie wielki uraz
Co dałeś mi do zrozumienia zwrotką w “Ślepych sumach”
Rozumiem. W twej stagnacji wywołałem dygot
Zmusiłem cię byś pod refleksję poddał cały żywot
Byś uświadomił sobie że zdobyłeś to czegoś łaknął
Gdy te ściany były głuche i patrzyły krzywo
Osiągnąłeś to czegoś pragnął
Gdy w twej głowie same smuty i pachniało stypą
Osiągnąłeś to, czegoś pragnął
I zawdzięczasz ciężkiej pracy to, nie narkotykom
To by było na tyle
Owszem w głowie zamiast róż ciągle dzikie badyle
Chociaż czasem bredzę jakbym w łepetynie miał wylew
To w Marmurze spokój ducha niewątpliwie nabyłem
Zamawiam taksówkę na plażę
Kierunek: dworzec w Sopocie. Obieram kurs na Warszawę
W okienku proszę o bilet, jakoś na już jak da radę
Zawieszam na kimś oko, dobrze znana buzia. Pasażer
Zęby szczerzy ozdobnie
Wymachując do mnie widzę, że się cieszy ogromnie
Chryste panie... Wzdycham, bo się czuję niezbyt rozmownie
Się przybliżam: “proszę pana, pan mnie śledzi ponownie”?
Wybucha śmiechem. Każdy wokół tu zerka na nas
Mi się kruszy narracja, burzy i pęka rama
Pewnie dla części słuchaczy dawno już puenta znana
Powiedział tak: “pan jest częścią mnie, ja częścią pana”
[Zwrotka 2]
Pora żebyś prawdę znał Filipie
Nie urodziłem się w pociągu w ten upalny lipiec
Wszak jestem na okładce WOSKU i w ostatnim klipie
Ja od początku z tobą, gdyby nie ja grałbyś w FIFĘ
Nic więcej. Ja kazałem kroczyć do Marmuru
Byś tam wypoczął i się mógł odseparować z tłumu
Pod Żyrandolem wznoszę toast, a ty dałeś w długą
Szukać jesiennej weny, znalazłeś valetudo
I majaki o tych psach grubo-chudych
Potem znowu cię rozkojarzyła mgła tuląc umysł
Nauczyłeś się po życia bieżni mocno stąpać
I nie zanurzać się bez przerwy w tamtych prostokątach
Przyznam czasem się przyturlał mi błąd
Tabletką cię poczęstowałem tuż przed “Tsunami blond”
Chciałem podpalić lont, żywisz do mnie wielki uraz
Co dałeś mi do zrozumienia zwrotką w “Ślepych sumach”
Rozumiem. W twej stagnacji wywołałem dygot
Zmusiłem cię byś pod refleksję poddał cały żywot
Byś uświadomił sobie że zdobyłeś to czegoś łaknął
Gdy te ściany były głuche i patrzyły krzywo
Osiągnąłeś to czegoś pragnął
Gdy w twej głowie same smuty i pachniało stypą
Osiągnąłeś to, czegoś pragnął
I zawdzięczasz ciężkiej pracy to, nie narkotykom
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.