[Intro]
Każdemu jest ciężko
Każdemu jest ciężko, to nie jest żadne tłumaczenie
Każdemu jest ciężko
Każdemu jest ciężko, to nie jest żadne tłumaczenie
[Zwrotka 1: Włodi]
Dwa cztery, z ulicy prosto
Hołd spalonym mostom na poważnie i na ostro
Produkcje idą w miasto, przez warszawski bruk
Ja publiczny wróg, Ewenement biały kruk
Modlę się żebym mógł nie wpaść w cug
Nie utonąć w miejskim bagnie, obudzić się na dnie
Włodi tego nie pragnie, to o stolicy
Jaka jest dokładnie; obrotny przetrwa, zamulony odpadnie
I widzę to co dnia na schodach
Nie jesteś pewien następnego stopnia
Litość to utopia, chorych leczy konopia
Amsterdam nie kopia; biorę, jaram i kaszlę
Tak jak ziomale, ciężar bycia taszczę
Tym co mi pomogą vice versa zawsze
Jak klakier nie klaszczę, mówię, co myślę
Trzymam się ściśle ostatniej deski ratunku
Na oriencie, w każdym kierunku
Z prawem w złym stosunku; nie zastraszam
Nie przepraszam, muszę przetrwać
Nigdy nie dać się jak lamus złamać
Życie zawsze będzie kłamać
Masz co szamać? A niektórzy nie mają
Jego żarty znają, ucieczki z bagna szukają
Ale jej nie ma i konieczność istnienia
Staje się bardzo trudna do zniesienia
Potrzeba znieczulenia – znowu naćpany
Ale to na chwilę zmienia twój punkt widzenia
Na szarość otoczenia czekasz zawieszony w czasie
Znów napiszą w prasie kto, gdzie
Utonął w bagnie, miejskim bagnie
Elo, miejskim bagnie
Każdemu jest ciężko
Każdemu jest ciężko, to nie jest żadne tłumaczenie
Każdemu jest ciężko
Każdemu jest ciężko, to nie jest żadne tłumaczenie
[Zwrotka 1: Włodi]
Dwa cztery, z ulicy prosto
Hołd spalonym mostom na poważnie i na ostro
Produkcje idą w miasto, przez warszawski bruk
Ja publiczny wróg, Ewenement biały kruk
Modlę się żebym mógł nie wpaść w cug
Nie utonąć w miejskim bagnie, obudzić się na dnie
Włodi tego nie pragnie, to o stolicy
Jaka jest dokładnie; obrotny przetrwa, zamulony odpadnie
I widzę to co dnia na schodach
Nie jesteś pewien następnego stopnia
Litość to utopia, chorych leczy konopia
Amsterdam nie kopia; biorę, jaram i kaszlę
Tak jak ziomale, ciężar bycia taszczę
Tym co mi pomogą vice versa zawsze
Jak klakier nie klaszczę, mówię, co myślę
Trzymam się ściśle ostatniej deski ratunku
Na oriencie, w każdym kierunku
Z prawem w złym stosunku; nie zastraszam
Nie przepraszam, muszę przetrwać
Nigdy nie dać się jak lamus złamać
Życie zawsze będzie kłamać
Masz co szamać? A niektórzy nie mają
Jego żarty znają, ucieczki z bagna szukają
Ale jej nie ma i konieczność istnienia
Staje się bardzo trudna do zniesienia
Potrzeba znieczulenia – znowu naćpany
Ale to na chwilę zmienia twój punkt widzenia
Na szarość otoczenia czekasz zawieszony w czasie
Znów napiszą w prasie kto, gdzie
Utonął w bagnie, miejskim bagnie
Elo, miejskim bagnie
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.