[Zwrotka 1: Shellerini]
Wiszę nad miastem niczym helikopter
Na dole szarpie pośpiech
Wszyscy rachują tak jak Mos Def
I widzę dół co wygląda niczym lej po bombie
Spędziłeś w nim dni, dni kleiły się w miesiące
W oczach kolegów deastroy maluje Matt Gondek
Upierdoleni wszyscy tutaj niczym Kreuzberg
W miejscu w którym talent pogrzebać najprościej jest
W jakich barwach nabazgrzesz swój autoportret?
Wiszę nad miastem Tak jak benzopiren
Płynie życie przez te zatłoczone pięciolinie
Zatrute myśli nam pompują jak przez wenflon w żyle
Bijemy grabę tеmu co tu mieszka piętro niżej
I dalej wiszę bеz ruchu niczym w katatonii
I patrzę jak świat leci na pysk jak Hans z Nakatomi
Choć mógłbym nie wiem gdzieś się z żoną gubić w Katalonii
Bez paranoi wśród tych, których nie da się zastąpić
[Zwrotka 2: Śliwa]
Wznoszę się ponad przyziemny chaos
Ponad bloki szare choć chcieli bym zawisnął
Na płozach jak Omar Suarez
Zbyt długo utykałem w tej chorej społecznej fobii
Budziłem się spadając, (aaaa) - jak Kobe
Tu szumowiny pragną bym nogi łamał na prostej
By wszystko co nawinę uzyskało status Lost Tapes
Za linią wroga i setnym spalonym mostem
Jesteś sam jak Tim Robbins w Shawshank, życie jest coach'em
(hoo) Wiszę nad miastem jak dron
Znów jestem nieuchwytny
Jak pieprzony Teflon Don
I choć gra mnie czasem męczy
Już walczę o lepszy view
Lądowałem awaryjnie
Nie wiem który to fake news już
Nie dajesz od siebie nic, nie oczekuj diamentów
Wzbogać się albo giń w tej dolinie szczurów i sępów
Mój lot bez turbulencji mimo momentów zwątpienia
Mój flow to helikopter nawet ten szacun podziemia
Wiszę nad miastem niczym helikopter
Na dole szarpie pośpiech
Wszyscy rachują tak jak Mos Def
I widzę dół co wygląda niczym lej po bombie
Spędziłeś w nim dni, dni kleiły się w miesiące
W oczach kolegów deastroy maluje Matt Gondek
Upierdoleni wszyscy tutaj niczym Kreuzberg
W miejscu w którym talent pogrzebać najprościej jest
W jakich barwach nabazgrzesz swój autoportret?
Wiszę nad miastem Tak jak benzopiren
Płynie życie przez te zatłoczone pięciolinie
Zatrute myśli nam pompują jak przez wenflon w żyle
Bijemy grabę tеmu co tu mieszka piętro niżej
I dalej wiszę bеz ruchu niczym w katatonii
I patrzę jak świat leci na pysk jak Hans z Nakatomi
Choć mógłbym nie wiem gdzieś się z żoną gubić w Katalonii
Bez paranoi wśród tych, których nie da się zastąpić
[Zwrotka 2: Śliwa]
Wznoszę się ponad przyziemny chaos
Ponad bloki szare choć chcieli bym zawisnął
Na płozach jak Omar Suarez
Zbyt długo utykałem w tej chorej społecznej fobii
Budziłem się spadając, (aaaa) - jak Kobe
Tu szumowiny pragną bym nogi łamał na prostej
By wszystko co nawinę uzyskało status Lost Tapes
Za linią wroga i setnym spalonym mostem
Jesteś sam jak Tim Robbins w Shawshank, życie jest coach'em
(hoo) Wiszę nad miastem jak dron
Znów jestem nieuchwytny
Jak pieprzony Teflon Don
I choć gra mnie czasem męczy
Już walczę o lepszy view
Lądowałem awaryjnie
Nie wiem który to fake news już
Nie dajesz od siebie nic, nie oczekuj diamentów
Wzbogać się albo giń w tej dolinie szczurów i sępów
Mój lot bez turbulencji mimo momentów zwątpienia
Mój flow to helikopter nawet ten szacun podziemia
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.