[Intro]
Ciemna noc, na drodze gwiezdnej biżuterii księżyc
A może to ktoś z góry patrzy na nas z przerębli?
Nic nie jest pewne, tym bardziej tutaj, wierz mi
Gdzie jest dyrygent tej pieprzonej orkiestry?
Mgła już opadła, wszyscy zawiedli, rozczarowanie to chleb powszedni
Nie są możliwe już happy endy
Wszystko jest jasne, pierdol to, biegnij!
Nie oglądaj się!
Pierdol to, biegnij!
Nie oglądaj się!
Pierdol to, biegnij!
[Zwrotka 1]
Mama dobrze mnie wychowała, nigdy tak nie mówię
Niejeden pedał, by powiedział, że ma wszystko w dupie
Sztony niesie krupier, z lodem pije setkę
Dwa palce przy skroi, puść w ruch tą ruletkę!
Gdybym miał pistolet dawno strzeliłbym już sobie w głowę
Złap tą metaforę, pójdźmy dalej trochę
Stolik, obok życie jak pieprzony poker
Kto zgarnie tą flotę? Kto rozbije bank?
Być jak John Malkovich, być jak Donald Trump
Na szali wszystko co miałem i będę miał
Kto odwróci pierwszy wzrok, czyj runie plan?
To zimny świat, jedynie łzy tu parzą
Na policzkach ciekły azot
Człowieka to wewnętrznie niszczy
Na co dzień w cztery oczy twarz pokerzysty
Fałszywe mordy, które były ze mną
Dziś ich uprzejmość jest dla mnie obelgą
Kto jest kto? Kto szczery? Kto hipokryta?
Komu każde słowo jak piasek w zębach zgrzyta?
Uciekasz, bierzesz rozbieg, skaczesz ze skały
Modlisz się w duchu, by anioły Cię złapały
Znów zabijasz swego Boga, kryzys wiary
Są rzeczy nad którymi nie mamy władzy
Ciemna noc, na drodze gwiezdnej biżuterii księżyc
A może to ktoś z góry patrzy na nas z przerębli?
Nic nie jest pewne, tym bardziej tutaj, wierz mi
Gdzie jest dyrygent tej pieprzonej orkiestry?
Mgła już opadła, wszyscy zawiedli, rozczarowanie to chleb powszedni
Nie są możliwe już happy endy
Wszystko jest jasne, pierdol to, biegnij!
Nie oglądaj się!
Pierdol to, biegnij!
Nie oglądaj się!
Pierdol to, biegnij!
[Zwrotka 1]
Mama dobrze mnie wychowała, nigdy tak nie mówię
Niejeden pedał, by powiedział, że ma wszystko w dupie
Sztony niesie krupier, z lodem pije setkę
Dwa palce przy skroi, puść w ruch tą ruletkę!
Gdybym miał pistolet dawno strzeliłbym już sobie w głowę
Złap tą metaforę, pójdźmy dalej trochę
Stolik, obok życie jak pieprzony poker
Kto zgarnie tą flotę? Kto rozbije bank?
Być jak John Malkovich, być jak Donald Trump
Na szali wszystko co miałem i będę miał
Kto odwróci pierwszy wzrok, czyj runie plan?
To zimny świat, jedynie łzy tu parzą
Na policzkach ciekły azot
Człowieka to wewnętrznie niszczy
Na co dzień w cztery oczy twarz pokerzysty
Fałszywe mordy, które były ze mną
Dziś ich uprzejmość jest dla mnie obelgą
Kto jest kto? Kto szczery? Kto hipokryta?
Komu każde słowo jak piasek w zębach zgrzyta?
Uciekasz, bierzesz rozbieg, skaczesz ze skały
Modlisz się w duchu, by anioły Cię złapały
Znów zabijasz swego Boga, kryzys wiary
Są rzeczy nad którymi nie mamy władzy
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.