[Intro]
Dziś okolica jest szczególnie smutna
W bezruchu stoją podwórka
Na psy sprzedała cię jakaś cssss
Kolejny patrol, ulice bez jutra
[Zwrotka 1]
Chociaż nie mieszkamy vis-a-vis, drzwi w drzwi
Dziś, wiem, rzucasz im wyzwanie, zabij lub daj żyć
Świat wyciera o ciebie brudne ręce
Czujesz, zbliża się najgorsze chociaż liczysz na najlepsze
Obłudne gęby z ekranów się uśmiechają
Twoje nerwy, one konta nie powiększają
Dzieci płacą za zbrodnie rodziców, nie ma wiary
Tam gdzie nie ma dobrego uczynku bez kary
Owrzodzone blokami osiedla ulice
Gdzie masz siedem grzechów głównych i ósme życie
Tu partia szachów, wychodzisz królem prosto
Stawiasz wszystko, bo nie masz nic poza wolnością
Jesteś jak przypływ, zabierzesz zamek
Nie mów, jesteś tylko falą, która kona na brzegu
Zrywasz siódmą pieczęć, twój początek nieszczęść
Krew rozsadza serce, puls ci tętni w uszach
Po ulicy krąży pech spuszczony z łańcucha
Jak szczute zwierzę wpadasz w sidła, muka
Jesteś topielcem niesionym nurtem rzeki
Gdy zakładają ci na ręce bransoletki
Chciałbyś móc światu w twarz dmuchnąć ten puder
Ale chociaż jesteś ciałem to już nieobecny duchem
Ulica patrzy, czujesz wzrok, który cię śledzi
Nie kołysz łodzią na której siedzisz
Dziś okolica jest szczególnie smutna
W bezruchu stoją podwórka
Na psy sprzedała cię jakaś cssss
Kolejny patrol, ulice bez jutra
[Zwrotka 1]
Chociaż nie mieszkamy vis-a-vis, drzwi w drzwi
Dziś, wiem, rzucasz im wyzwanie, zabij lub daj żyć
Świat wyciera o ciebie brudne ręce
Czujesz, zbliża się najgorsze chociaż liczysz na najlepsze
Obłudne gęby z ekranów się uśmiechają
Twoje nerwy, one konta nie powiększają
Dzieci płacą za zbrodnie rodziców, nie ma wiary
Tam gdzie nie ma dobrego uczynku bez kary
Owrzodzone blokami osiedla ulice
Gdzie masz siedem grzechów głównych i ósme życie
Tu partia szachów, wychodzisz królem prosto
Stawiasz wszystko, bo nie masz nic poza wolnością
Jesteś jak przypływ, zabierzesz zamek
Nie mów, jesteś tylko falą, która kona na brzegu
Zrywasz siódmą pieczęć, twój początek nieszczęść
Krew rozsadza serce, puls ci tętni w uszach
Po ulicy krąży pech spuszczony z łańcucha
Jak szczute zwierzę wpadasz w sidła, muka
Jesteś topielcem niesionym nurtem rzeki
Gdy zakładają ci na ręce bransoletki
Chciałbyś móc światu w twarz dmuchnąć ten puder
Ale chociaż jesteś ciałem to już nieobecny duchem
Ulica patrzy, czujesz wzrok, który cię śledzi
Nie kołysz łodzią na której siedzisz
Comments (0)
The minimum comment length is 50 characters.